Tu powinno być o mnie, jednak chciałbym bardziej o moim postrzeganiu fotografii:

W naszej świadomości tkwią fotografie, które uchwyciliśmy bądź to przez przypadek, bądź całkiem świadomie.

Tym łatwiej bo wykształciliśmy swoją wrażliwość na obraz. Fotografie z różnych światów. Można tu przywołać nazwiska z historii, … Dla mnie to Cameron, Sander, Avedon, Nadar, Lange czy nasza Zofia Rydet. Są również obrazy gdzie już nie odwołujemy się do historii, wielu przecież naszych znajomych wykonało prace które potrafią zapaść głęboko. Beskidzkie wędrówki Marka Waśkiela, wielowarstwowe odbicia Aśki Sidorowicz, sugestywne Heksiowe kamienie, czarne portrety Marzeny Kolarz, czarno-białe kompozycje Zbyszka Posiadły i wiele wiele innych. W Facebook-owej społeczności mam kilku znajomych którzy namiętnie wyciągają na wierzch światowe perełki z dawnej i współczesnej fotografii. Chwała im za to, bo poznajemy i porównujemy spojrzenia Egglestona i Sally Mann, fotografie Gregory Crewdsona i malarstwo Edwarda Hoppera, możemy odgadywać co łączy Salgado i Guzowatego czy Tomaszewskiego i Borisa Nazarenkę …

Mamy dużo szczęścia, bo daje nam globalna wioska nieprawdopodobne możliwości poznawania, odkrywania i nauki. Tu jednak pojawia się wyzwanie, wyzwanie uplasowania się naszej pozycji fotografów z naszych mikro – światowych środowisk i pytanie czy - kiedyś ktoś - będzie porównywał nasze prace? Czy – ktoś kiedyś - zapamięta bodaj jedną naszą fotografię?

back